Wielkanoc… Pasqua… powitała nas słońcem w Caltagirone. Około 9.00 wyszłam, aby kupić poranną kawę i croissante. Szłam przez opustoszałe uliczki Caltagirone, szukając otwartego baru. Słonko przygrzewało mocno, a ja przypomniałam sobie jak bardzo lubię poranki. Właśnie taki jak ten: ze słonkiem, z opustoszałymi uliczkami, z budzącym się do życia miasteczkiem. I nagle dotarło do mnie… Są Święta, dzisiaj jest Wielkanoc i jestem… sama… Po raz pierwszy w swoim życiu nie spędzam świąt z najbliższymi, po raz pierwszym czuję się… zagubiona. Czułam smutek, pomimo że moje życie obecne jest wynikiem podjętych wcześniej przeze mnie decyzji. I jak zwykle – podejmując decyzje ZAWSZE wybieramy NAJLEPSZE dla siebie. Potem, gdy mija czas, i możemy je zweryfikować… Cóż, mój czas na weryfikację przypadł na dzień WIELKIEJ NOCY. Niesamowite prawda?
Wracam do autka (tak, spałyśmy tej nocy w autku!), z kawą dla Pati i herbatą dla Lusi. Czas na pobudkę i zwiedzanie Caltagirone. W pierwszej kolejności szukamy słynnych schodów – La scala di Santa Maria di Monte. Znalazłyśmy! Są!
Mają 142 stopnie i to właśnie tutaj, zawsze w ostatnią niedzielę maja, urządzana jest jedna z Sagre podczas której, całe schody zamienione zostają w aleję kwiatową! Co roku ta kompozycja przybiera inną postać. Sagre (festiwal) nazywa się „La scala infiorata”. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce właśnie w tym czasie!
Przemierzamy uliczki Caltagirone.
Miasteczko powoli budzi się do życia. Widać osoby w eleganckich ubraniach, z rodzinami, które wyszły na przedpołudniowy spacer. Wszędzie czuć wiosnę. Podczas zagłębiania się w uliczki Caltagirone, rozmawiamy między sobą – co dalej? Ja chciałabym zobaczyć Ragusę, Lusi zaś umówiła się ze swoim przyjacielem Luka, że pojedziemy do Catania, aby razem spędzić drugi dzień świąt, który włosi nazywają „Pasquetta”. Dodatkowo dochodzi dyskusja co i gdzie zjemy?
Wchodzimy do jednej restauracji wskazanej przez miejscową kobietę. Niestety okazuje się, że menu nie przewiduje jedzenia dla wegan. Co więcej, problem mamy także z psem. Rezygnujemy.
W miejscowym barze dziewczyny kupują warzywa. Rozpoczynamy piknik na ławce.
Nie mam ochoty na takie jedzenie. Dołącza się do nas Włoch, mieszkaniec Caltagirone. Na końcu języka mam pytanie czemu nie świętuje z rodziną… ale się powstrzymuję… Podczas rozmowy proponuje nam, że chętnie pokaże nam Caltagirone. „Za późno. Już widziałyśmy wszystko. Teraz chcemy zjeść i jechać dalej” – odpowiadamy. Wydaje się być troszkę niepocieszony, ale cóż zrobić…
Po kolejnej dyskusji co dalej i braku jakiejkolwiek odpowiedzi od Luka, w końcu decydujemy się pojechać do Ragusa 🙂 Z pełnymi brzuszkami i minami zdobywców kolejnego pięknego miejsca, wyruszamy w naszą podróż 🙂